Na początek rozczarowanie. Nazwa "ice-land" jest tylko reklamą. 30 grudnia na Islandii powitały nas zielono-żółte łąki i ani grama śniegu, temperatura ok +8C, czyli mniej więcej tyle samo ile było w lecie. We mgle i ulewnym deszczu przedzieraliśmy się na naszą farmę.
Sylwestra na Islandii obchodzi się inaczej niż u nas. Fryzjerzy i kosmetyczki mają luz, nikt nie szykuje kreacji na wielki bal. Przed 21:00 wpadł po nas gospodarz zajeżdżając pod nasz domek maszyną, która podpada już pod monstertrucka. Nasz SUV 4x4 wyglądał przy nim żałośnie, jak młodszy brat. Szybko się okazało, że maszyna gospodarzy ma sens, bo wybieramy się na ...ognisko.
Na Islandii pełen dochód ze sprzedaży fajerwerków idzie na służby ratunkowe. A dodatkowo mają spore złoża własnej siarki, więc nikt tu nie żałuje ognia. Bitą godzinę niebo było rozświetlone bajkowym pokazem. Jeśli chodzi o straszenie zwierząt można być spokojnym. Żyją tu tylko owce i konie a jedyny rodzimy ssak czyli lis arktyczny przeniósł się do wnętrza wyspy.
W Nowy Rok wyruszyliśmy na wycieczkę. Słońce wstało parę minut po 11:00 więc nie trzeba się specjalnie spieszyć by zdążyć przed świtem. Pogoda się poprawiła i nawet chwilami przestało padać. Nie żeby spowodowało to, że wody będzie mniej. Trafiliśmy na całkowicie zatopioną drogę i sztormowe fale na plaży.
W Nowy Rok wyruszyliśmy na wycieczkę. Słońce wstało parę minut po 11:00 więc nie trzeba się specjalnie spieszyć by zdążyć przed świtem. Pogoda się poprawiła i nawet chwilami przestało padać. Nie żeby spowodowało to, że wody będzie mniej. Trafiliśmy na całkowicie zatopioną drogę i sztormowe fale na plaży.
Oczywiście miłośników selfie to nie przerażało. Cóż, mamy kilku mocnych kandydatów do Nagrody Darwina. Azjata, który wlazł na granitowe klify i dał się przykryć 10 metrową falą dla zdjęcia zdecydowanie zdeklasyfikował rywali. Przypominam temperatura wody 5C, powietrza 2C i silny wiatr, najbliższe miejsce, gdzie można się zagrzać i przebrać oddalone o 2h jazdy.
Ponieważ na Islandii pogoda zmienia się częściej niż nastrój nastolatka w ciągu 4 dni mieliśmy okazję zaznać ulewnych deszczy, huraganowych wiatrów, zadymek, śnieżyc, pięknego słońca i -14C mrozu. I to wszystko na przemian po kilka razy.
Po leniwym 1 stycznia pora wrócić do zwiedzania. Za nami spacer jęzorem lodowca Vatnajokull do lodowej jaskini. Przewodnicy mają tu pewien problem. Jaskinie są atrakcją sezonową - znikają latem wraz z topniejącym lodem i pojawiają się następnej zimy w innym miejscu. Tworzy je spływająca z lodowca woda.
Ponieważ lód przepuszcza jedynie niebieskie światło, to lodowa jaskinia cała "świeci na niebiesko". Niestety większość turystów ma pretensje, że nie zobaczyli tych samych formacji lodowych, które były w zeszłorocznym folderze biura podróży.
Na lodowiec nie pchajcie się bez odpowiedniego sprzętu i przewodnika, a tych trzeba rezerwować z odpowiednim wyprzedzeniem, zwłaszcza w szczycie sezonu. Na szczęście, nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami z Kazbeku, wiedzieliśmy, że na lodowcu najważniejsze jest, żeby nie stanąć sobie samemu na nodze.
Zwiedzanie gejzerów w trzaskającym mrozie jest zupełnie przyjemne. Nawet zapach zgniłych jaj tak bardzo nie przeszkadza, a gotująca się woda wręcz kusi, żeby się ogrzać.
Słońce jest na niebie przez około 4h w ciągu dnia, ale i tak skuty lodem Gulfoss daje radę pokazać kawałeczek tęczy. W końcu to właśnie tu w białe noce powstał nasz blog.
Tym razem nie udało nam się zobaczyć zorzy polarnej, więc zostało nam wspominanie widoków z Norwegii. Następna arktyczna wyprawa planowana na lato.
Ponieważ na Islandii pogoda zmienia się częściej niż nastrój nastolatka w ciągu 4 dni mieliśmy okazję zaznać ulewnych deszczy, huraganowych wiatrów, zadymek, śnieżyc, pięknego słońca i -14C mrozu. I to wszystko na przemian po kilka razy.
Ponieważ lód przepuszcza jedynie niebieskie światło, to lodowa jaskinia cała "świeci na niebiesko". Niestety większość turystów ma pretensje, że nie zobaczyli tych samych formacji lodowych, które były w zeszłorocznym folderze biura podróży.
Na lodowiec nie pchajcie się bez odpowiedniego sprzętu i przewodnika, a tych trzeba rezerwować z odpowiednim wyprzedzeniem, zwłaszcza w szczycie sezonu. Na szczęście, nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami z Kazbeku, wiedzieliśmy, że na lodowcu najważniejsze jest, żeby nie stanąć sobie samemu na nodze.
Zwiedzanie gejzerów w trzaskającym mrozie jest zupełnie przyjemne. Nawet zapach zgniłych jaj tak bardzo nie przeszkadza, a gotująca się woda wręcz kusi, żeby się ogrzać.
Słońce jest na niebie przez około 4h w ciągu dnia, ale i tak skuty lodem Gulfoss daje radę pokazać kawałeczek tęczy. W końcu to właśnie tu w białe noce powstał nasz blog.
Tym razem nie udało nam się zobaczyć zorzy polarnej, więc zostało nam wspominanie widoków z Norwegii. Następna arktyczna wyprawa planowana na lato.
Komentarze
Prześlij komentarz