Otóż jak mawia doktor Miodek obie wersje są poprawne. Nazwa
Pe-King została ustanowiona, gdy do powstała Chińska Republika Ludowa i
postanowili odciąć się od rojalistycznych korzeni. Nie udało się, więc teraz
używają obu form zamiennie, przy czym bardziej popularna jest stara wersja
czyli Bei-jing.
Pekin jak każda stolica jest bardziej „metropolitalny” niż chiński. Taki już urok dużych skupisk ludzkich, że zatraca się w nich lokalny klimat. Więc nie sądźcie Chin po Pekinie.
Pekin jak każda stolica jest bardziej „metropolitalny” niż chiński. Taki już urok dużych skupisk ludzkich, że zatraca się w nich lokalny klimat. Więc nie sądźcie Chin po Pekinie.
Ruch samochodowy w Pekinie jak i w całych Chinach przyprawia
o ból głowy - styl włosko-hinduski, ale na szczęście z mniejszą ilością klaksonów. Każdy
Chińczyk marzy o tym, by zamieszkać w stolicy albo chociaż ją odwiedzić. Władze
walczą z tym zalewem ludzi wprowadzając limity. Po Pekinie samochodem może się
poruszać tylko właściciel specjalnych tablic
rejestracyjnych. Każdy mieszkaniec może wziąć udział w corocznym losowaniu tablic rejestracyjnych, a jak go stać, to może je kupić za jedyne 100k Y czyli jakieś 55 tysięcy złotych. Świetnym biznesem jest też wynajem tablicy, na którym można zarobić 4k złotych miesięcznie. Podpowiem
że chętnych nie brakuje więc bez można spotkać luksusowego Bentleya zaparkowanego
w najbardziej obskurnej dzielnicy Hutongów.
Taksówki są tanie i jest ich dużo, ale kierowcy nie posługują się słowem pisanym w żadnym z alfabetów więc musisz umieć po chińsku powiedzieć gdzie i jak chcesz dojechać. Na widok bladej twarzy w okolicy atrakcji turystycznych taksometr się chowa i od razu cena idzie 10 x w górę. Autobusy jeżdżą, ale dokąd nie wie nikt, kto nie umie szybko czytać lokalnych znaków. Pozostało nam metro. Jak już ogarnęliśmy zakup biletów to potem z górki – transport dużo tańszy niż krakowskie MPK a radość z tego, że wysiadasz na stacji opisanej jako „lambda z daszkiem, brama, zygzak w lesie” bezcenna.
Taksówki są tanie i jest ich dużo, ale kierowcy nie posługują się słowem pisanym w żadnym z alfabetów więc musisz umieć po chińsku powiedzieć gdzie i jak chcesz dojechać. Na widok bladej twarzy w okolicy atrakcji turystycznych taksometr się chowa i od razu cena idzie 10 x w górę. Autobusy jeżdżą, ale dokąd nie wie nikt, kto nie umie szybko czytać lokalnych znaków. Pozostało nam metro. Jak już ogarnęliśmy zakup biletów to potem z górki – transport dużo tańszy niż krakowskie MPK a radość z tego, że wysiadasz na stacji opisanej jako „lambda z daszkiem, brama, zygzak w lesie” bezcenna.
Tym sposobem w Pekinie dotarliśmy do Placu Niebiańskiego
Spokoju. Cóż, jakikolwiek spokój na Tian’anmen jest tylko pobożnym życzeniem. Z
uwagi na zbilżające się obchody 70 rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej
plac jest ogrodzony i niedostępny dla turystów. Do znajdującego się na środku
mauzoleum z mumią Mao (Mao-zoleum) stoi w dzień i w nocy gigantyczna kolejka
zwiedzających (lub oddających cześć). Być może jest to obowiązkowy punkt każdej wycieczki do stolicy. Pod flagą armia wystawia szopkę zwaną
zmianą warty, której oglądać nie wolno, ale dzieci ustawiają się z czerwonymi
flagami, żeby pomachać przechodzącym
żołnierzom.
Zaraz za Bramą Strzał rozciąga się targ i dzielnica kulinarnych rozkoszy. Jest tak zatłoczona, że zdobycie tam pożywienia graniczy z cudem, a ceny są kosmiczne. Za to nie ma problemu ze zdobyciem kubeczków i podkoszulek z wiecznie żywym wodzem.
Zaraz za Bramą Strzał rozciąga się targ i dzielnica kulinarnych rozkoszy. Jest tak zatłoczona, że zdobycie tam pożywienia graniczy z cudem, a ceny są kosmiczne. Za to nie ma problemu ze zdobyciem kubeczków i podkoszulek z wiecznie żywym wodzem.
Tu pewna uwaga jeśli chodzi o zakupy. Karta płatnicza nie jest formą uznawaną w Chinach. Płatności gotówkowe również nie. Za wszystko od papieru toaletowego w łazience i pierdolników na straganach, po hotele i luksusowe zakupy płaci się QR kodami przy pomocy Ali-Pay i WeChat Pay. Niestety polskie numery telefonu i adresy mailowe na google’u zagwarantowały nam natychmiastową blokadę więc biegaliśmy w poszukiwaniu bankomatów. Z tym na szczęście nie było problemów. Wszystkie bankomaty, które napotkaliśmy miały angielskie menu i działały bez problemu.
Co warto zrobić w Pekinie: zwiedzić cesarskie pałace (w tym Zakazane Miasto i Pałac Letni), zajrzeć
do Świątyni „Lamy” (Lama Temple), powłóczyć po starych dzielnicach – Hutong’ach,
zajrzeć do parków. Uwaga! wstęp absolutnie wszędzie jest płatny. Gdziekolwiek
się nie pójdzie ma się podobne wrażenia
jak ze spaceru po krakowskim Kazimierzu w piątkowy wieczór. Restauracji są
tysiące ale i tak przed każdą są kolejki. Samotność w tym mieście oznacza, że
otacza Cię około 21 milionów mieszkańców (nie licząc turystów).
Ale prawdziwa przygoda zaczyna się dopiero po opuszczeniu
stolicy. Podróż pociągiem dostarcza nowych wrażeń. Zakup biletów kolejowych bez
zaprzyjaźnionego autochtona jest niewykonalny. Nawet w przypadku posiadania biletów to na dworcu należy być ponad
godzinę przed odjazdem pociągu, przejść kontrolę paszportową i bezpieczeństwa,
ustawić się grzecznie do swojej bramki i zrobić check-in. Wrażenia z wagonu
również zbliżone do tych w samolocie.
Co jeszcze nas zaskoczyło w Chinach to toalety. Najpopularniejsze są wersje wschodnie, kucane, czyli po prostu dziury
w ziemi, za to bardzo czyste. Wszystkie
bezpłatne i powszechnie dostępne ale papier należy mieć własny. W większości miejsc
porcelanowy tron pozostaje w sferze marzeń. Kolejna rzecz to powszechny dostęp
do gorącej wody. W pociągach hotelach, w metrze na dworcu… wszędzie są automaty
z bezpłatnym wrzątkiem. I kolejki do nich z dużymi kubełkami chińskich zupek w
proszku lub termosami z herbatą. Zakupiliśmy oczywiście jedno i drugie żeby
wtopić się w tłum i ruszyliśmy na podbój innych miast.
Komentarze
Prześlij komentarz