Po odespaniu pierwszych efektów jet-laga ruszamy w Pekin.
Punkt pierwszy – Zakazane Miasto.
Zakazane Miasto to dawna siedziba cesarza i jego rodziny. Już
na dzień dobry okazało się być dla nas zakazane. Bilety online wyprzedane na
tygodnie do przodu, niewielka pula biletów dostępna codziennie w okienku, ale
trzeba się po nie ustawić o świcie w gigantycznym ogonku. Można zakupić za
sporą sumę wycieczkę po cesarskich pałacach w lokalnym biurze turystycznym – 2h
zwiedzania pałacu i 4h zwiedzania wyznaczonych sklepów. Na szczęście znajoma uruchomiła
swoje kontakty i udało nam się dostać przepustkę.
Drogę do muzeum musieliśmy pokonać pieszo – o 9 rano w
Pekinie łatwiej złapać żurawia niż taksówkę. Odstaliśmy kolejkę do kontroli
bezpieczeństwa. Chwila i jesteśmy wewnątrz … razem z połową narodu chińskiego.
Nie wiem ile sprzedali biletów, ale tłum nas pokonał. Obcokrajowców niewielu,
ledwie kilka razy mignęły nam blade twarze. Lokalni turyści w panicznym lęku
przed słońcem uruchomili miliony parasoli, niestety z uwagi na różnicę wzrostu głównie
na wysokości naszych oczu. O oryginalnych nakryciach głowy nie wspomnę. Ale
miało być o zakazanym mieście.
Miasto było zakazane, bo nikomu tam nie wolno było wchodzić 😊.
Kropka. A na poważnie to założono je w XV w, ale swoją świetność uzyskało 200
lat później za panowania dynastii Ming. Niestety w XX w Japończycy w większości
zrównali je z ziemią, więc teraz oglądamy odbudowaną replikę, w której żaden
cesarz nie mieszkał, bo Chinczycy zdążyli się wcześniej pozbyć cesarzy.
Wewnątrz
potężnych murów otoczonych fosą mieści się ponad 800 pałaców i pawilonów zarówno
mieszkalnych jak i urzędowych . Miasto podzielone jest na część „zewnętrzną” –
dostępną dla cesarskich gości i urzędników i „wewnętrzną”, w której przebywała
jedynie rodzina cesarza. Do miasta wchodzi się bramą południową. Ma ona pięć
drzwi. Środkowe największe zarezerwowane były dla cesarza. Raz w życiu mogła
przejść nimi cesarzowa – w dniu ceremonii zaślubin. Pozostałe bramy podzielone były
pomiędzy urzędników, członków rodziny królewskiej i petentów. Dziś wszystkimi drzwiami
potok turystów wlewa się na plac Najwyższej Harmonii.
I tu zaczyna się zabawa.
Nie wiemy czy cesarz miał problemy z wyobraźnią, kiepskiego copywritera a może coś
zagubiło się w przekładzie, ale dane nam było zobaczyć dziedzińce i pałace,
których nazwy generowane są w sposób następujący: przymiotnik z listy (Najwyższy,
Niebiański, Święty itd.) + rzeczownik z listy (Harmonia, Pokój, Długowieczność,
Życzliwość itd.). A że lista wciąż była za krótka dane nam też było zobaczyć
pałac w zależności od przekładu Średniej bądź Środkowej Harmonii, Życzliwego
Spokoju, Spokojnej Długowieczności, Długowiecznej Szczęśliwości … oraz Najwyższej
Najwyższości. Jak się trzyma żonę i wszystkie konkubiny zamknięte w małej
przestrzeni to nie dziwię się, że cesarz życzył sobie harmonii, pokoju i
życzliwości. Ciekawe czy mu się udało? Rozseparowanie ich po różnych pałacach
mogło sprzyjać długowieczności.
Zasadniczo pałace różnią się detalami więc ciężko rozpoznać Pałac Niebiańskiej Dlugowieczności od Pałacu Wiecznego Oczyszczenia, ale to ich ilość i
układ robią wrażenie. Wewnątrz mieszczą się różne wystawy muzealne. Najciekawsze są dachy
i sufity, na których pojawiają się niebiańskie (lub święte albo najwyższe)
smoki. Dziedzińce zewnętrzne to wybrukowane place przeznaczone do obchodów świąt
– oczywiście każdy na inne święto typu żniwa albo nowy rok i każdy mogący pomieścić Chińską Armię. Dziedzińce wewnętrzne
są bardziej zielone, w klasycznym stylu uformowanych chińskich ogrodów, w których
podziwia się wykrzywiony kamyk lub drzewko. Cały teren miasta wypełniają miedziane
wazy tworzące lokalny system pożarowy. Wazy łapały deszczówkę używaną do gaszenia
miasta. Zimą żeby woda nie zamarzła paliły się pod nimi ogniska więc dodatkowo
było jacuzzi.
Po 4h okazało się, że pokonaliśmy dopiero połowę Zakazanego Miasta,
ale młodsza część rodziny ogłosiła protest, więc dbając o harmonie i
szczęśliwość uciekliśmy z miasta bramą Świętej Mocy.
Komentarze
Prześlij komentarz