U Masajów - Tanzania 2021

Afryka jest kolebką ludzkości a powszechnie wiadomo, że na początku był chaos i zaraz potem wieża Babel. W zasadzie wiele usprawnień w tym obszarze nie zauważyliśmy. Proces uzyskiwania wizy na lotnisku u stóp Kilimandżaro sprawia wrażenie, że okolica zmierza raczej w odwrotnym kierunku. No ale co się dziwić skoro Tanzanię zamieszkuje około 120 plemion i mimo usilnych prób ze strony Hiszpanów, Brytyjczyków i Niemców każde z nich posiada własny język, kulturę i opinię jak świat ma funkcjonować. Żeby ogarnąć ten bałagan jako język urzędowy wybrali suahili, chyba dlatego, że nikomu nie pasował. Część plemion się jakoś zasymilowała, ale tacy Masajowie niczym niezłomni Galowie w „Asterixie” wciąż stawiają opór cywilizacji. 

Masajowie reprezentują typową południową kulturę. Z każdym spotkanym człowiekiem należy chwilę porozmawiać, zapytać „Co u żony? - A zdrowa, podziękował. A co u córki?” itd. W tempie przyspieszonym uczysz się języka: „jambo” (cześć), „karibu” (witaj, wejdź, proszę i w zasadzie wszystko co chcesz przekazać drugiej osobie), „asante” (dziękuję i odpowiedź na dowolne pytanie). Jak chcesz być grzeczny dodajesz przyrostek „sana” i lecisz. Przy użyciu tych trzech słów można toczyć dyskusje godzinami. Jak będziesz próbować się wymigać to usłyszysz „pole pole”, czyli zwolnij. Więc „Jambo karibu sana” w wiosce Masajów.

Masajowie są ludem koczowniczym żyjącym z wypasu bydła. Pasą wszystko co ma 4 nogi i daje mleko czyli krowy, kozy i owce, ale czasem zapląta się w stadzie zebra albo antylopa i też jest pięknie. Fani diety paleo będą zachwyceni ich jadłospisem: mleko, mięso oraz dziko rosnące zioła i owoce, które zbiorą po drodze. Fakt, nie zauważyliśmy problemu z otyłością czy schorzeń kręgosłupa wśród Masajów, ale możliwe, że oprócz diety wpływa na to ilość robionych codziennie kroków. 

Przemieszczają się wraz ze zmianą pór roku. Z przeprowadzką nie ma problemu. Wioskę da się postawić w jeden dzień. Konstrukcja domu jest prosta: rusztowanie z kilku patyków oblepione mieszanką popiołu i soku z kauczukowca, a na dachu wiązka słomy i badyli. Po mocniejszym deszczu dom nadaje się do renowacji, ale problemu nie ma, bo budulca jest pod dostatkiem i zawsze to jakieś zajęcie. Domki są maleńkie. W środku znajdują się dwa posłania i palenisko. Z przyborów kuchennych jest blaszana miska do gotowania i drewniane tykwy na mleko. Całą wioskę tworzy kilka takich domków ustawionych w okrąg, pośrodku których znajduje się zagroda z kolczastych gałęzi – taki nocny, strzeżony parking dla kóz. W wersji premium dodają jeszcze płotek dokoła domków, żeby ich nie rozdeptywały przebiegające gazele. Wszystko uzupełnia większa chata bez dachu przeznaczona na szkołę, gdzie maluchy uczą się oficjalnego suahili i angielskiego, odbębniając 3 pierwsze klasy podstawówki zanim pójdą do państwowej szkoły.

Masajowie noszą swoje ludowe stroje, czyli kraciaste chusty. Jest to rozwiązanie w pełni wielofunkcyjne i służy za sukienkę, płaszcz, koc i ręcznik. I to zarówno podczas wędrówek jak i wizyt w mieście. Ciekawym kolorytem są firestonki, czyli sandały robione z opon. Kobiety lubią dodatki z koralików i im bardziej coś podzwania tym lepiej. Ma to zastosowanie przy przepędzaniu bydła, odstraszaniu hien i zdobywaniu męża – najczęściej równocześnie. 

Jedną wioskę zamieszkuje jedna rodzina. Ponieważ są poligamistami udaje im się osiągnąć całkiem spore rozmiary lokalnych społeczności. W wiosce, którą odwiedziliśmy mieszkał wódz, jego 9 żon oraz niezamężne jeszcze dzieci co zsumowało się do ponad 60 osób. I nie był to rekordzista. Sąsiadowi państwo zafundowało szkołę tylko dla jego rodziny, bo nie mieli tak dużych schoolbusów. Dobrze że nie wpadli na pomysł Karty Dużej Rodziny. W wieku 15-17 lat dzieci wyprowadzają się z domu. Chłopcy budują własny dom w wiosce ojca dopóki nie znajda sobie żony i nie założą własnej wioski, dziewczyny z reguły są od razu wydawane za mąż. Stawka za żonę to 4 krowy, więc rodzice preferują córki i długo ich w domu nie trzymają. Posiadanie kilku żon rozwiązuje wiele problemów codziennej logistyki. Synowie biorą kijaszki albo dzidy i idą pasać co tam akurat mają od ręką (uważając, żeby nie przywlec do domu jakiejś zebry, bo skrzyżowanie jej z osłem daje wyjątkowo złośliwe muły w paski) a dwie żony biorą osła, idą zrobić pranie nad rzekę i przynieść wodę oganiając się od hipopotamów, kolejne dwie obrabiają owcę na obiad dla całej rodziny, jedna ze starszymi córkami pilnuje dzieci i zostaje jeszcze kilka, które mogą się zająć czymś pożytecznym np. rękodziełem ludowym.

A trzeba przyznać, że mają talent i zarówno różnego rodzaju malowidła, skórzane wyroby, rzeźby z drewna czy kamienne naczynia robią wrażenie. Cieszą się wzięciem więc Masajowie wciskają je każdemu, na każdym kroku i za bajońskie pieniądze jak górale ciupagi w Zakopanem. Dodatkowo dorabiają sobie zbierając miód od dzikich pszczół i sprzedając go wzdłuż drogi.

Jeśli zwiedzacie wioskę jako turyści zostaniecie przywitani lokalnym tańcem i śpiewem. Oczywiście wszystko pod publikę, bo przecież turysta przyjechał podziwiać folklor. W ramach atrakcji mogliśmy zobaczyć jak się rozpala ogień bez zapałek, pozwiedzać domy no i oczywiście zrobić zakupy. Nie miejcie złudzeń - co drugi Masaj ma komórkę chociaż nie wiem gdzie ją ładuje. Po prostu „Hakuna Matata”.


Komentarze