W dwóch słowach o słonecznej Kalifornii: Mit i Propaganda. Młodsze pokolenie miało w głowie obrazki rodem z Hollywood. Jak większość produkcji z tego rejonu to również okazało się fotomontażem i technicolorem.
Włóczęgę wybrzeżem Kalifornii rozpoczęliśmy w LA i
skierowaliśmy się na północ. No i chyba trochę za bardzo na północ nam wyszło.
Klify, foki, mgła, paskudne śniadania … ewidentnie Wielka Brytania. 300 mil
ciągłej schizofrenii. Po lewej stronie drogi słońce i morze, po prawej góry w
deszczowych chmurach.
W kwestii nazewnictwa miast ludność lokalna nie wykazała się inwencją – otwarli kalendarz liturgiczny i polecieli po kolejnych świętych. I tak wylądowaliśmy w Santa Barbara (sympatyczne miasteczko przypominające małą hiszpańską wioskę rozłożoną u podnóża budynku XIX wiecznej misji. Co prawda jetlag spowodował, że niektórzy spacer rozpoczęli o 4 nad ranem co odebrało miasteczku nieco uroku) oraz San Simeon (środek niczego za to z ogromną ilością słoni morskich. Podobno na okolicznym wzgórzu jest zamek ale mgły uniemożliwiły nam jego lokalizację) Jeśli ktoś woli innych świętych do wyboru w okolicy m.in Maria, Lucas, Luis, Jose, Francisco i wielu innych.
W kwestii nazewnictwa miast ludność lokalna nie wykazała się inwencją – otwarli kalendarz liturgiczny i polecieli po kolejnych świętych. I tak wylądowaliśmy w Santa Barbara (sympatyczne miasteczko przypominające małą hiszpańską wioskę rozłożoną u podnóża budynku XIX wiecznej misji. Co prawda jetlag spowodował, że niektórzy spacer rozpoczęli o 4 nad ranem co odebrało miasteczku nieco uroku) oraz San Simeon (środek niczego za to z ogromną ilością słoni morskich. Podobno na okolicznym wzgórzu jest zamek ale mgły uniemożliwiły nam jego lokalizację) Jeśli ktoś woli innych świętych do wyboru w okolicy m.in Maria, Lucas, Luis, Jose, Francisco i wielu innych.
Daje się też odczuć ilość ludności zamieszkującą LA i San Francisco. Wszystkie kampingi i parkingi w sobotę zapchane po brzegi, w przydrożnej kafejce kolejka po kawę na godzinę stania. Po lewej stronie króluje surfing klasyczny i kite-surfing,aż cud że się im te linki nie splączą. Po prawej trekking, rowery górskie i … konie. Kilometry tras konnych każdemu koniarzowi wyciskają łzy z oczu. Ogólnie rzecz biorąc gdyby nie ilość ludzi i mgły to kraina marzeń.
W miarę jak zbliżamy się do San Francisco krajobraz z
dzikich wydm zamienia się w zagony truskawek i farmy produkujące „żywność organiczną”
oraz dostarczające rozrywek „zbierz swoje warzywa prosto z pola”. Co daje nam
już przedsmak stanu psychicznego San Francisco, ale o tym następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz