Wilno jest wspaniałą odskocznią na kilka dni. Jeśli
liczycie, że z racji bycia krajem północnym i nadmorskim na Litwie będzie
chłodniej to się mylicie. Żar leje się z nieba, kamienne mury oddają ciepło.
Jedyna pociecha w tym, że w Wilnie można na każdym rogu kupić lekkie, lniane
ubrania.
Zanim opowiem o Wilnie, kilka informacji, które przydadzą
się podróżnym. Język litewski jest łatwy do opanowania. Wystarczy dodawać na
końcu słowa „-ai” (barszczai, koldunai) lub „-os”(biuros, salonos). Jeśli to
nie pomoże, można przejść na polski lub rosyjski – oba rozumiane i traktowane z
podobnym „zachwytem” przez ludność tubylczą.
Osoby, które się odchudzają lub nie tolerują glutenu i
laktozy muszą przyjechać z własnym wyżywieniem. Z zimnych napojów serwowane jest piwo i kwas chlebowy. Jeśli chodzi o potrawy rodzime łatwo zauważyć co rośnie
na litewskiej ziemi (nie jest to gryka jak śnieg biała i dzięcielina z
panieńskim rumieńcem). Zepeliny – pyzy ziemniaczane z mieloną wieprzowiną,
kołdunai – pierogi z mieloną wieprzowiną, kibinai – małe pizze calzone z
mieloną wieprzowiną, bliny – placki
ziemniaczane z mieloną wieprzowiną (słone) lub serem (słodkie), barszcz na
ciepło lub zimno – obowiązkowo z ziemniakami, na deser sernik (w zależności od
jakości kawiarni również może zawierać ziemniaki). Wszystko smaczne, tłuste, ze skwareczkami i
śmietaną – dziennie można przyjąć porcję węglowodanów przeznaczoną dla
żołnierza Marines w trakcie treningu.
Jak już się człowiek naładuje energią to pora ją spalić na
spacerze. Nie ma co się rozpędzać – centrum Wilna w poprzek można przejść w 20
min, a dookoła w godzinę. W porównaniu do miasta sprzed 20 lat Wilno jest
ślicznie odremontowane. Fani polskości mogą się włóczyć miedzy pomnikami Mickiewicza,
celą Konrada a grobem Lelewela i serca Piłsudskiego na Rosie.
Pielgrzymki zaczynają od Ostrej bramy, a potem truchtają wzdłuż niezliczonej ilości kościołów i cerkwi, czasem nawet synagoga się trafi.
Ja, jak zawsze, wybrałam
podróż w wieki „średnie”. W Wilnie za wiele z tego okresu nie zostało – resztki
wieży, ruiny twierdzy i pomnik Giedymina (dziadek Jagiełły).
Za to 30 min
autobusem z centrum Wilna, w lasach nad jeziorem leżą Troki (po litewsku
Trakai). Na środku stoi warownia rodu Giedyminów. Warownia co prawda odbudowana,
bo przez wieki budulec został wykorzystywany w bardziej prozaiczny sposób – ale
odbudowana w pełnej zgodności historycznej. Przywodzi na myśl krzyżówkę Gniezna
z Malborkiem.
Można się tu dowiedzieć, że to właśnie stąd Wielki Książe Litewski
Witold wyruszył pod Grunwald, by odnieść tam miażdżące zwycięstwo nad Zakonem
Krzyżackim. Niósł w ten sposób pomoc swemu biednemu kuzynowi Władysławowi.
Dla ciekawych miłość braterska między Jagiełłą a Witoldem była tak wielka, że
przez 10 lat na przemian palili Litwę, żeby ustalić, kto ma nią rządzić. Po
drodze w tajemniczych okolicznościach zginęło kilku członków rodziny a Władysław
podpisał traktat z Krzyżakami przeciw wujkowi Kiejstutowi (tacie Witolda).
Uspokoiło się dopiero po ochrzceniu Władysława – Jagiełło poszedł porządzić w Polsce
i zostawił Witoldowi litewską piaskownicę.
W gablotach zamkowych leży trochę srebra, bursztynu (tego na
Litwie pod dostatkiem) i zardzewiałej broni z XV w. A widoki z zamkowych blanek
i z brzegów jeziora wspaniałe.
Na wileńskim rynku zastał mnie jarmark średniowieczny, który
wpisywał się idealnie w wybraną tematykę. Można napić się - oczywiście - kwasu, wygarbować
skórę i pooglądać popisy żonglerów przy wtórze piszczałek.
Komentarze
Prześlij komentarz