Na morza dnie - Portugalia 2018

Zachwyceni dotychczasowymi sukcesami nurkowymi postanowiliśmy rodzinnie spróbować naszych sił na wodach Atlantyku. Tomek zrobił rekonesans i ustalił, że najlepszym miejscem na wybrzeżu Portugalii jest rezerwat wysp Berlenga. Faktycznie mapa robi wrażenie. Jaskinie i wraki statków od XVIII wiecznych galeonów po nowe jednostki wyglądają obiecująco. Wyruszamy … spokojnie… w stylu południowym. O 9 rano zameldowaliśmy się w centrum nurkowym, skompletowaliśmy sprzęt (a nie jest łatwo, bo najmłodszy uczestnik wyprawy dorasta w innym wymiarze i pomimo 12 lat wciąż nosi stroje na 8-10 lat) i czekamy. Teraz już tylko zapakować się i do doków. Ładujemy się na motorówkę i śmigamy po falach w kierunku Berlengi.
Pierwsze zejście pod wodę zaplanowane jest z myślą o młodzieży w przejrzystej, piaszczystej zatoce. Na dnie sporo ryb i wodorostów. Sporą gratką jest spotkanie z rybą, która chodzi. Przy pysku ma 3 pary czułek, których używa jak krab nóg i spaceruje po dnie. Połaskotana rozkłada fluorescencyjne płetwy boczne i odpływa. Niestety temperatura wody w Atlantyku nie rozpieszcza – max 16 stopni. Po pół godzinie najmłodsi członkowie ekspedycji pomimo podwójnych pianek są sino niebiescy więc pora na przerwę.
Na pokładzie łodzi czeka na nas gorąca herbata, kanapki, fantastyczne, portugalskie czereśnie i ciepłe słoneczko. Hermano – nasz przewodnik opowiada nam o zwyczajach ryb, ale tak naprawdę wszyscy przysypiają grzejąc się na słoneczku u stóp starego klasztoru przerobionego na twierdzę do obrony przed piratami.
Po przerwie pora na głębsze zejście. Pogoda zaczyna nam się psuć, więc młodzież zostaje na łajbie a my idziemy badać wnętrze jaskiń. Skały Berlengi roją się od morskich stworzeń. Mieliśmy okazje postraszyć światłem latarki kraby, które uciekały przed nami na wszystkie strony, pływać w ławicach srebrnych ryb (które na pewno mają jakąś nazwę, ale dla nas pozostaną srebrnymi rybami z okiem na ogonie), odkleić od skały coś co na talerzu nazwałabym flądrą (patrzyło na nas z wyrzutem oboma oczami z pleców) i zobaczyć jak potężne ryby podobne do sumów kopią wąsami w piasku. Ale największa frajda to zabawa z ośmiornicami. Jest ich wokół wyspy mnóstwo, siedzą pod kamieniami i są gotowe do zabawy w łapki. Przestraszone startują jak przebity balonik zostawiając za sobą strumień atramentu. Po godzinie jesteśmy przemarznięci do szpiku kości, a z nad oceanu nadciąga sztorm.
Na lądzie czeka nas przyjemność porównywalna jedynie ze zdjęciem butów narciarskich i wejściem do sauny po całym dniu na austriackim stoku, czyli gorący prysznic po zdjęciu pianki.

Komentarze