Zachwyceni dotychczasowymi sukcesami nurkowymi
postanowiliśmy rodzinnie spróbować naszych sił na wodach Atlantyku. Tomek
zrobił rekonesans i ustalił, że najlepszym miejscem na wybrzeżu Portugalii jest
rezerwat wysp Berlenga. Faktycznie mapa robi wrażenie. Jaskinie i wraki statków od XVIII wiecznych
galeonów po nowe jednostki wyglądają obiecująco. Wyruszamy …
spokojnie… w stylu południowym. O 9 rano zameldowaliśmy się w centrum nurkowym,
skompletowaliśmy sprzęt (a nie jest łatwo, bo najmłodszy uczestnik wyprawy dorasta
w innym wymiarze i pomimo 12 lat wciąż nosi stroje na 8-10 lat) i czekamy. Teraz
już tylko zapakować się i do doków. Ładujemy się na motorówkę i śmigamy po falach
w kierunku Berlengi.
Pierwsze zejście pod wodę zaplanowane jest z myślą o
młodzieży w przejrzystej, piaszczystej zatoce. Na dnie sporo ryb i wodorostów.
Sporą gratką jest spotkanie z rybą, która chodzi. Przy pysku ma 3 pary czułek, których
używa jak krab nóg i spaceruje po dnie. Połaskotana rozkłada fluorescencyjne
płetwy boczne i odpływa. Niestety temperatura wody w Atlantyku nie rozpieszcza –
max 16 stopni. Po pół godzinie najmłodsi członkowie ekspedycji pomimo podwójnych
pianek są sino niebiescy więc pora na przerwę.
Na pokładzie łodzi czeka na nas gorąca herbata, kanapki, fantastyczne,
portugalskie czereśnie i ciepłe słoneczko. Hermano – nasz przewodnik opowiada
nam o zwyczajach ryb, ale tak naprawdę wszyscy przysypiają grzejąc się na
słoneczku u stóp starego klasztoru przerobionego na twierdzę do obrony przed piratami.
Na lądzie czeka nas przyjemność porównywalna jedynie ze
zdjęciem butów narciarskich i wejściem do sauny po całym dniu na austriackim
stoku, czyli gorący prysznic po zdjęciu pianki.
Po przerwie pora na głębsze zejście. Pogoda zaczyna nam się
psuć, więc młodzież zostaje na łajbie a my idziemy badać wnętrze jaskiń. Skały
Berlengi roją się od morskich stworzeń. Mieliśmy okazje postraszyć światłem
latarki kraby, które uciekały przed nami na wszystkie strony, pływać w ławicach
srebrnych ryb (które na pewno mają jakąś nazwę, ale dla nas pozostaną srebrnymi
rybami z okiem na ogonie), odkleić od skały coś co na talerzu nazwałabym flądrą
(patrzyło na nas z wyrzutem oboma oczami z pleców) i zobaczyć jak potężne ryby
podobne do sumów kopią wąsami w piasku. Ale największa frajda to zabawa z
ośmiornicami. Jest ich wokół wyspy mnóstwo, siedzą pod kamieniami i są gotowe
do zabawy w łapki. Przestraszone startują jak przebity balonik
zostawiając za sobą strumień atramentu. Po godzinie jesteśmy przemarznięci do
szpiku kości, a z nad oceanu nadciąga sztorm.
Komentarze
Prześlij komentarz