"Do the locomotion" w Lizbonie - Portugalia 2018


Poruszanie się po Lizbonie zasługuje na osobną opowieść. Naszą przygodę zaczęliśmy z przytupem, czyli wjechaliśmy do centrum miasta sporym samochodem. Uliczki są takiej szerokości, że Smart składa lusterka, ale co tam, my walimy limuzyną. Dystans 2 km to ok 20 min jazdy. W oznaczeniach nawet google się nie wyzna. Wygląda na to, że nie my pierwsi. Policja w Lizbonie jest bardzo pomocna, więc łamiąc wszelkie zakazy udało się dotrzeć pod hotel oraz oddać samochód w wypożyczalni. Na szczęście już wcześniej miał uszkodzone zderzaki.
Po tych przeżyciach wybraliśmy się na spacer (po krakowsku „na nogach” a po warszawsku „piechotą”). Niewiele lepiej. Chodniki za wąskie nawet na jedną osobę, wyłożone śliskimi kocimi łbami, a wszystko z kątem nachylenia 45 stopni. Jeden nierozważny krok i turlikasz się w dół. Na szczęście szybko złapie Cię sprzedawca okularów, pizzy albo marihuany. 
Dnia drugiego postanowiliśmy skorzystać z transportu publicznego. Do wyboru są tramwaje, autobusy, metro, pociągi, windy oraz promy. Zakupiliśmy bilet dzienny i w drogę. To znaczy na przystanek. A na nim dziki tłum. Grupa japońskich turystów zdradza objawy krańcowego zaniepokojenia – tramwaj spóźniony już 5 min. Wiadomo, w Tokio kierowca musiałby po czymś takim popełnić seppuku. W końcu przyjeżdża, motorniczy wysiada i … zapala papierosa wdając się w głośną rozmowę z konduktorem. 10 min później ruszamy, a po następnych 15 min nie dotarliśmy nawet do następnego przystanku. Przed nami zator. Przyczyna - kieszonkowcy. Policja zatrzymała ruch i legitymuje wszystkich pasażerów. Porzuciliśmy nadzieje transportowe, wysiedlismy w połowie i poszliśmy na kawę. 
Wybraliśmy inną linię (co nie jest łatwe, bo nigdzie nie jest oznaczone skąd i dokąd jedzie dany tramwaj) i jedziemy dalej – w końcu od Belem, do którego zmierzamy dzieli nas tylko 5 przystanków. 2 przystanki dalej stoimy, a na środku torowiska karetka. I tak sobie stoimy. Jak już ruszyliśmy to przystanek dalej stoimy, bo ktoś źle zaparkował. I tak sobie stoimy. Statystyka. Dystans 6 przystanków w 2 h. W tramwaju układ znany z puszki sardynek. Chcieliśmy wysiąść pod Se, ale niestety nie udało się dosięgnąć guzika i dotrzeć do drzwi. 
W drodze powrotnej chcieliśmy skorzystać z windy – kolejka na 30 min stania, albo wagonika – motorniczy poszli na papierosa i nie wrócili. Podsumowując. Transport publiczny w Lizbonie jest tani, ale nie nadaje się do użycia.
To jak się przemieszczać. Rowerem albo…






Komentarze