Planowaliśmy tą wycieczkę na 1 maja, ale z okazji narodowego święta grilla w Grecji zamknięto UNESCO (a możliwe również, że główne drogi) więc do Sparty wyruszyliśmy z jednodniowym opóźnieniem.
W tym przypadku powiedzenie, że droga jest równie istotna co
cel podróży jest w pełni uzasadnione. Grecy czerpią wiele ze swej tradycji.
Jeśli chodzi o najsłynniejszego greckiego architekta to jest nim Dedal, a jego
największym dziełem labirynt na Krecie. Styl w budownictwie się utrwalił. Gdy
tylko odbijamy nieco od plaży wyrastają przed nami potężne pasma gór. Wiodą
przez nie drogi, których układ pozostaje niezgłębioną tajemnicą. Całą drogę gramy w Koło Fortuny, bo wszystko opisane jest
greką i do tego co skrzyżowanie to inna czcionka. Ja radzę sobie z cyrylicą,
ale powoli. Na pytanie „Co minęliśmy?” odpowiadam „Zaczyna się na „Di” kończy na „os” pośrodku ma 6 liter – kup samogłoskę albo
zwolnij”. Rozwidlenie dróg: w lewo i w prawo a drogowskaz informuje cię co jest
do przodu. Ma to sens. W końcu ten kierunek najtrudniej sprawdzić, więc warto
wiedzieć, czy chcesz tam jechać. Górska dróżka, która wciąż marzy o asfalcie ma
napisane, że wiedzie do Aten. Oczywiście, gdyby miała asfalt prowadziłaby do
Rzymu. Pomimo wspólnych wysiłków Googla i drogowców udało nam dotrzeć do
Sparty. I sama droga była tego warta. Wspinała się na przełęcze i wiodła
wykutymi w czerwonej skale kanionami. Całe zbocza porastały pachnące krzewy żółtych
lwich paszczy.
Sparta leży w kotlinie u stóp pokrytych śniegiem szczytów. I
tyle miłych słów o Sparcie. Spartanie już od antycznych czasów mieli określony
stosunek do sztuki, więc zabytków w Sparcie żadnych nie ma. W kwestii kultury
jest … uwaga… muzeum oliwy! No żeby chociaż wina, ale oliwy? Sparta wygląda jak
plac budowy z informacjami na murach na temat ostatnich występów Olypiakosa.
Przekazaliśmy zgodnie z życzeniem Sparcie, że jej synowie posłuszni jej prawom
spoczywają pod Termopilami, czyli na północny zachód od Aten jakby ktoś szukał i
ruszyliśmy dalej.
Bo to co w tej okolicy jest najciekawsze to oddalona o kilka kilometrów Mystra. Mystrę
założono w XIII w na potężnej skale nad Spartą i była drugim po
Konstantynopolu najważniejszym miastem Bizancjum. Miasto nigdy nie nadawało się do ruchu konnego. Wąskie
ścieżki wyłożone kamiennymi schodami umożliwiały ruch jedynie w lektykach i
transport wszystkich dóbr na grzbietach osiołków lub niewolników. Lokalne biura turystyczne się nie postarały: ani lektyki, ani osła, ani niewolnika. Musieliśmy pokonać drogę pieszo. Dzieci miały dużo do powiedzenia, Endomondo nie nadążało z liczeniem pięter. Nic dziwnego, że przy takim układzie urbanistycznym mieszkańcy w XIX w powiedzieli, że mają dość i przenieśli się na bardziej płaskie tereny. Nie pomogło też odkrycie Tomka na górze: "Popatrzcie, tu jest drugi parking. Mogliśmy autem podjechać".
Mystra składa się z 3 grodów: górnego z twierdzą i pałacem, środkowego z domami kupieckimi i warownymi klasztorami i dolnego, który z braku Castoramy robił za punkt zaopatrzenia w budulec dla lokalnych mieszkańców i z tego powodu już go nie ma. Za to klasztory są
zachowane we wspaniałym stanie – jeden z nich, Pantanassa, jest wciąż w użyciu.
Na ścianach i kopułach widać bizantyjskie freski a na
podłogach gdzieniegdzie ślady kamiennych mozaik. Dzieci robiąc przegląd swoich wypraw ustaliły, że ten sam styl występuje w Turcji, na Ukrainie i w Tomaszowie Lubelskim. I tak Bizancjum wkroczyło na Roztocze.
Startując spod bramy w środkowym mieście obejście 4 warownych
klasztorów, pałacu i twierdzy zajęło nam zdrowym marszem bez marudzenia ponad 3
godziny. Na szczęście na dole czekała na nas miła knajpka gdzie serwowali moussake
(coś w stylu lazani na bakłażanie) i dolmadaki
(gołąbki w liściach winogron).
Komentarze
Prześlij komentarz