Ta wyprawa do Dublina miała być naukowa. Konferencja branżowa,
wiedza, nowe koncepcje, inspiracje. No ale
przecież to Dublin. A w Dublinie…
W Dublinie osoby poszukujące wiedzy (jak my) mają dysonans poznawczy.
Po pierwsze w Dublinie whiskey dojrzewa. Nie mylić z jakąś podłą whisky. Whiskey jest tylko Irlandzka i zawsze potrójnie destylowana. Na źródlanej wodzie, składowana w specjalnych beczkach, leżakowana w piwnicach, bursztynowa, gładka w smaku. W Dublinie są dwie czynne destylarnie, które można zwiedzać, a w każdym barze można spróbować kilkudziesięciu rodzajów whiskey. Serwowana w stanie naturalnym, ostatecznie na kamieniach, z bólem serca może być podana z lodem, ale serwowania tego cudownego płynu z colą kelner odmówi powołując się na klauzulę sumienia.
Postanowiliśmy zostać kiperami i wybraliśmy się na degustację do destylarni. Dowiedziałam się tam kilku rzeczy. Gdy dodasz do whiskey wodę (nawet jedną kroplę) to zmienia się jej smak i aromat, dlatego nie należy jej zbytnio rozcieńczać. Okazuje się, że niektóre whiskey smakują tylko Polakom. Nie skarżę się. Cała „Distillery Edition” była dzięki temu do naszej dyspozycji, bo reszta ekipy powiedziała, że jest za mocna. Irlandia robi niezły biznes na sprzedaży starych beczek po whiskey. Amerykanie używają ich, żeby dodać nieco charakteru własnym produktom (destylowanym tylko raz – jak nasz bimber).
Po drugie w Dublinie warzy się piwo a konkretnie Guiness. Aktualnie dubliński browar został przekształcony w muzeum. Można tu zobaczyć jak wygląda cały proces tworzenia piwa a także przejść profesjonalny kurs nalewania Guinessa zakończony certyfikatem. Uwaga: jednostką miary jest pinta. Na szczycie browaru jest przeszklony bar z którego roztacza się widok 360o na cały Dublin.
W Dublinie historia wciąż żyje. Niby wiadomo że Irlandia i Anglia nie
pałają do siebie miłością, ale słuchając opowieści na dublińskim zamku dotarło do mnie, że minie
jeszcze parę pokoleń zanim zaleczą się rany. Zakochana w celtyckich mitach nie
zdawałam sobie sprawy, że w irlandzka kultura właśnie się odradza. Język
irlandzki (czyli gaelic) jest w zaniku i dopiero od wraca do szkół. Większość społeczeństwa w
Irlandii nie mówi po irlandzku, bo jeszcze w XX wieku za używanie tego języka w miejscu publicznym można było zostać aresztowanym. Kultura – pieśni, tańce, wspaniałe wzory – przetrwały dzięki
emigrantom. Przez tysiąc lat Anglia stosowała wobec Irlandii politykę terroru. Co
ciekawe niechęć Irlandczyków jest skierowana tylko przeciw Anglikom. Nie mają nic przeciwko
Walijczykom i kochają Szkotów. Być może ma to coś wspólnego z tym, że wszyscy
mają system klanowy i akcent, którego nikt nie
rozumie.
W Dublinie osoby poszukujące wiedzy (jak my) mają dysonans poznawczy.
Po pierwsze w Dublinie whiskey dojrzewa. Nie mylić z jakąś podłą whisky. Whiskey jest tylko Irlandzka i zawsze potrójnie destylowana. Na źródlanej wodzie, składowana w specjalnych beczkach, leżakowana w piwnicach, bursztynowa, gładka w smaku. W Dublinie są dwie czynne destylarnie, które można zwiedzać, a w każdym barze można spróbować kilkudziesięciu rodzajów whiskey. Serwowana w stanie naturalnym, ostatecznie na kamieniach, z bólem serca może być podana z lodem, ale serwowania tego cudownego płynu z colą kelner odmówi powołując się na klauzulę sumienia.
Postanowiliśmy zostać kiperami i wybraliśmy się na degustację do destylarni. Dowiedziałam się tam kilku rzeczy. Gdy dodasz do whiskey wodę (nawet jedną kroplę) to zmienia się jej smak i aromat, dlatego nie należy jej zbytnio rozcieńczać. Okazuje się, że niektóre whiskey smakują tylko Polakom. Nie skarżę się. Cała „Distillery Edition” była dzięki temu do naszej dyspozycji, bo reszta ekipy powiedziała, że jest za mocna. Irlandia robi niezły biznes na sprzedaży starych beczek po whiskey. Amerykanie używają ich, żeby dodać nieco charakteru własnym produktom (destylowanym tylko raz – jak nasz bimber).
Po drugie w Dublinie warzy się piwo a konkretnie Guiness. Aktualnie dubliński browar został przekształcony w muzeum. Można tu zobaczyć jak wygląda cały proces tworzenia piwa a także przejść profesjonalny kurs nalewania Guinessa zakończony certyfikatem. Uwaga: jednostką miary jest pinta. Na szczycie browaru jest przeszklony bar z którego roztacza się widok 360o na cały Dublin.
Po trzecie w Dubinie rządzi muzyka i taniec. W większości barów można
wieczorem posłuchać muzyki na żywo. Zazwyczaj są to szanty lub celtyckie
ballady. Z gitarą, skrzypcami, ale często też harfą i fletem. I nie są śpiewane
przez profesjonalnych muzyków tylko miejscowych grajków. Goście też dokładają
swoje 3 grosze. Przy odrobinie szczęścia można spotkać przytupujące w rytm
dziewczyny. Niestety tym razem z racji Halloween wszystkie były w strojach
raczej nie tradycyjnych.
Po czwarte w Dublinie klify zaglądają w okna. Startując z obrzeży Dublina można wyruszyć na wspaniałą wycieczkę pieszo. Kwintesencja irlandzkości – klify, wrzosowiska, wiatr. Tylko patrzyć jak przez łąkę przebiegnie lepricorn w zielonym kapeluszu z garnkiem złota. Trasa ciągnie się kilometrami raz schodząc nad brzeg morza to znów wspinając się na pobliskie wzgórza.
Komentarze
Prześlij komentarz