Trudny wybór uczelni – Wielka Brytania 2017

Podobno brytyjska edukacja stoi na najwyższym poziomie, więc wybraliśmy się szlakiem sławnych uczelni. Uczelnia uczelnią, a studenci na całym świecie są tacy sami. W każdym miasteczku uniwersyteckim kwitną bary, na tą działalność zostały przeznaczone nie tylko doły kamienic, ale również cieszące się mniejszym powodzeniem kościoły. Opowieści o miejscach historycznych to: „ Z tego college’u wyrzucono sławnego …(tu do wyboru szeroki wachlarz nazwisk) za …(tu do wyboru tylko herezja lub złe prowadzenie), a z tego posągu króla od XVIII w studenci kradną berło i zamieniają na nogę od krzesła”. Jestem przekonana, że dzieci zebrały szeroki wachlarz pomysłów jak urozmaicić najbliższy rok szkolny. W uniwersyteckich księgarniach jest też ciekawy wybór lektur. Ogólnie rzecz biorąc czuliśmy się tam jak w domu, czyli bajzel jak w Krakowie.
Pierwszy zatrzymał nas Cambridge, czyli most na rzece Cam. Po dzikiej walce o miejsce parkingowe, spokojny spacer przez Jesus Green zaprowadził nas do centrum miasta. Tu zaskoczył nas tłum studentów w długich szatach. Na szczęście okazało się, że nie biegają tak na co dzień. Trafiliśmy na ceremonię rozdania dyplomów, stąd towarzystwo odstrzelone jak szczur na otwarcie kanału i wspierane przez przejętych rodziców. Cambridge to nie uniwersytet tylko miasto uniwersyteckie. Składa się na nie kilkadziesiąt college’ów o różnych specjalnościach i renomie. Każdy z nich zamyka swoje sale wykładowe i akademiki w obrębie pięknej antycznej rezydencji. Warto poświęcić kilka godzin na spokojny spacer po centrum przez Kings College, Trinity College i Most Matematyków.
Kolejną placówką, do której się udaliśmy był Oxford. Miejsce na miłe spędzenie popołudnia. Po zwiedzeniu Cambridge nie zrobił na nas aż takiego wrażenia. Za to sklepy z pamiątkami już tak. Cała ekipa uzbroiła się w bluzy z napisem Oxford.
Nie ograniczaliśmy się. Od lat członkowie rodziny królewskiej uczęszczają do Eton. Dlatego udaliśmy się tam i my. U stóp zamku Windsor, Eton sprawia wrażenie maleńkiej wioski z jedną główną drogą, uczelnią i barami. Z uliczki szybko przegonił nas deszcz – cóż angielska pogoda.
Wachlarz uczelni został przedstawiony, ale dzieci i tak już wybrały. Idą do Hogwartu. W studiu filmowym Warner Bros. miały swój pierwszy test z używania miotły i egzamin na szukającego do drużyny Quidditcha. W poszukiwania złotego znicza zostali zaangażowani też rodzice. Przez Zakazany Las na wszelki wypadek lepiej było iść za rękę z dorosłym, a pojawienie się pająka Aragoga gwałtownie ten marsz przyspieszyło. Przeszliśmy się też ulicą Pokątną i wpadliśmy po różdżki do Olivandera. Tak na marginesie to ceny kosmiczne – wyprawka kosztuje majątek, bez stypendium młode nawet niech nie liczą na sponsoring.
Zajrzeliśmy na Private Drive no i przede wszystkim wsiedliśmy do Hogwart Express. Wygląda na to, że peron 9 i ¾ jest co najmniej w dwóch miejscach: w studio i na dworcu King Cross w Londynie.
Nie będziemy dzieciom narzucać uczelni. Mogą wybrać dowolną. Pod warunkiem, że pójdą na informatykę. Nam najbardziej podobał się Cambridge, bo sprawia wrażenie zagubionego w czasie. Dziewczynom Hogwart, łączący Cambridge z magią.

Komentarze