Kolumb poszalał z nazywaniem tutejszych terenów Costa Rica,
no ale czego się spodziewać się po gościu, który płynąc na zachód liczył, że
dotarł lądu na wschodzie i odkryty teren nazwał Indiami Zachodnimi. No więc Costa
(Wybrzeże) owszem, Rica (Bogate) nieszczególnie.
Podróż rozpoczęliśmy od Tortuguero, czyli wysepki na
wybrzeżu Morza Karaibskiego, gdzie są gniazda lęgowe żółwi. Jest to
równocześnie nazwa wyspy, miasta, parku narodowego i właściwie wszystkiego w
okolicy. Do Tortuguero dociera się samolotem rozmiaru Cesny, jak z filmów o
Wenezuelskich kartelach narkotykowych albo tramwajem wodnym. Już sama podróż
jest atrakcją: nie wiadomo czy łódka popłynie, jak już płynie to kapitan ma fantazję
taką, że nie wiadomo czy dopłynie. A dookoła kajmany szczerzą się do ciebie z
każdej łachy piasku.
Tortuguero liczy sobie 2000 mieszkańców a odwiedza je rocznie 100 tys turystów. Przejście go wzdłuż zajmuje 10 min, w poprzek około 3 min. 99.9% mieszkańców pracuje w turystyce. Są pewne wątpliwości co do nauczyciela, lekarza i dwóch policjantów, ale chyba też dorabiają po godzinach. Jedyny pojazd silnikowy – skuter - współdzieli policja i straż pożarna. Dróg brak co tłumaczy brak samochodów.
Tortuguero liczy sobie 2000 mieszkańców a odwiedza je rocznie 100 tys turystów. Przejście go wzdłuż zajmuje 10 min, w poprzek około 3 min. 99.9% mieszkańców pracuje w turystyce. Są pewne wątpliwości co do nauczyciela, lekarza i dwóch policjantów, ale chyba też dorabiają po godzinach. Jedyny pojazd silnikowy – skuter - współdzieli policja i straż pożarna. Dróg brak co tłumaczy brak samochodów.
Gdy mijasz ostatni dom wkraczasz na teren parku narodowego.
Można go zwiedzać poruszając się kajakiem lub łódką wiosłową po kanałach oraz wybrzeżu
wyspy albo przygotowaną trasą przez dżunglę. Zaczęliśmy od wiosłowania o wschodzie
słońca – jetlag ułatwia zwiedzanie – a zakończyliśmy popołudniowym spacerem
przez dżunglę i plażę. Wzięliśmy przewodnika nie dlatego, że można się zgubić,
ale tylko lokales wie jak wypatrzyć zieloną jaszczurkę na zielonym liściu.
Co ciekawego się dowiedziałam:
- Kingfisher nie jest rozmiaru kolibra jak mi się wydawało, tylko solidnego gołębia. Ewidentnie spędza dużo czasu z wędkarzami (nie bez powodu jest to logo piwa), bo łowi ryby na muchę. Łapie muchę, moczy ją dziobem w wodzie i czeka aż jakaś rybka się skusi.
- Żaba Bluejeans na odwrót. Ma rozmiar żuczka gnojniczka, ale kolor obłędny. Spodni z niej nie da się zdjąć.
- Iguana w wersji męskiej jest pomarańczowa, a w wersji żeńskiej zielono brązowa.
- U bazylisco (taki spory gekon) płeć dla odmiany rozróżnia się po ilości irokezów na grzbiecie.
- Małe zielone gekony nazywają tu jaszczurkami Jezusa, bo zasuwają piechotą po wodzie.
- Aninga Aninga – taki czarny kormoran - klatę ma pokrytą nie piórami tylko futrzastym puchem. A że poluje na ryby nurkując to po każdym nurku musi się wysuszyć. Nie wszystko wychodzi naturze od razu.
- Howler Monkey (to chyba po naszemu Wyjec) na dźwięk przelatującego samolotu robi taki łomot, że ciężko uwierzyć jaki jest mały.
- Leniwiec cierpi na nieustające zatwardzenie. Z drzewa schodzi raz w tygodniu, żeby się załatwić i zakopać odchody i jest to najbardziej niebezpieczna wyprawa w jego życiu. Za to całkiem sprawnie pływa, pewnie czasem zdarza mu się spaść z drzewa jak zaśnie.
- W Morzu Karaibskim lepiej się nie kąpać. Silne prądy to jedno, ale przede wszystkim uwaga na kajmany i barakudy.
- Żółwie składają jaja od wiosny do wczesnej jesieni. Młode wykluwają się od wrześnie do grudnia. Cała plaża usłana jest skorupami żółwich jaj. Nie przypominają kurzych. Są miękkie i skórzaste. W okresie lęgowym nie wolno podchodzić do żółwi od przodu, bo przestraszone „dokonują aborcji” – jakkolwiek miałoby to wyglądać.
- Na wyspie żyją duże koty i to całkiem sporo jak na taką mała przestrzeń. Na plaży widzieliśmy ślady pantery. Lubuje się w żółwich jajach więc lokalni ekolodzy mają dylemat wewnętrzny co chronić.
Lasy Tortuguero nie są pierwotną dżunglą. Po II wojnie
Kostaryka była tak biedna, że przyznała zagranicznym firmom prawo wyrębu drzew
na swoim terenie i tak pozbyła się niemal całych swoich bogactw naturalnych. Od
lat 80-tych próbują to naprawić tworząc ogromne tereny parków narodowych a
maszyny do wyrębu stoją w wiosce ku przestrodze. Niestety tego co było już nie da
się odzyskać, więc dżunglę porastają bananowce i plamy kokosowe a wiele gatunków
zwierząt zniknęło bezpowrotnie.
Komentarze
Prześlij komentarz